Liverpool nie zwalnia, nie zależnie czy chodzi o mecze Premier League czy Puchar Anglii. Dzięki czujności i refleksowi Diogo Joty drużyna awansuje do półfinału rozgrywek. Dodatkowego smaczku nadaje fakt, że zmierzy się w nim z nikim innym jak z Manchesterem City. Jeśli więc wszystko pójdzie według planu, podopieczni Jürgena Kloppa będą moli podwójnie wyminąć Obywateli w drodze po pierwsze miejsce.
Jak równy z równym
Trzeba przyznać, że Nottingham Forest twardo broniło swojego terenu. Rozochocili się aż do tego stopnia, że o mały włos wyszli by na prowadzenie już w 9. minucie spotkania. Sytuacje na szczęście uratował Niby Keïta, który na czas odnalazł drogę do pola karnego Alissona.
Dziesięć minut później to Fabinho szukał szczęścia w bramce przeciwników. Niestety jednak jego strzał nie był wystarczająco celny, i piłka minęła się ze słupkiem. Kolejny marny popis dał następnie Roberto Firmino, który w amoku piłkarskich emocji zupełnie zapomniał o kolegach z drużyny. Niestety jednoosobowa szarża na bramkę zakończyła się fiaskiem, pomimo rozpoczęcia całkiem niezłej akcji.
Decydujące ostatnie 45. minut
Pierwsza połowa zakończyła się jedynie wzrostem ciśnienia u Jürgena Kloppa, który nie krył swojego rozczarowania. Nie ma się co dziwić, mecz był niezwykle emocjonujący jednak nam zależało na pewnej wygranej. Po przerwie zawodnicy rozpoczęli kolejne próby przejęcia prowadzenia.
Diogo Jota w 53. minucie końcu celnie naprowadził piłkę do bramki; jednak jeszcze większą skutecznością wykazał się bramkarz Notingham, Ethan Horvath. Prawie skuteczna akcja dodała Jocie energii, i przy okazji całej reszcie zawodników Liverpoolu.
Czas na zegarze nieubłaganie mijał a wynik wciąż pozostawał zerowy. W końcu w 76. minucie coś się ruszyło. Kostas Tsimikas przejął piłkę po nieudanym ataku Philipa Zinckernagela. Diogo Jota Spawnie wykorzytał podanie i na milimetry wpakował piłkę prosto do bramki przeciwników.