To już dziewiąty Puchar Ligi Angielskiej w dorobku Liverpoolu. Walka trwała do ostatnich minut; bezbramkowy wynik utrzymywał się przez cały regulaminowy czas gry oraz dogrywkę. Mistrza wyłoniła seria rzutów karnych, która okazała się pechowa dla Chelsea.
Starcie gigantów
Na ten mecz czekali wszyscy fani brytyjskiego futbolu. O Carabao Cup walczył Liverpool, do którego należy rekord ilości zdobytych Pucharów Ligi Angielskiej. Z drugiej strony Chelsea niedawno wywalczyła tytuł Klubowego Mistrza Świata.
Grę rozpoczęła Chelsea, ostro przechodząc do ofensywy testując umiejętności obrońców The Reds. Pierwszej próby dokonał Cristian Pulisic, w 6. minucie oddając strzał na bramkę Liverpoolu. Jak zawsze czujnością wykazał się Caoimhin Kelleher, skutecznie interweniując nie pozwolił na otwarcie wyniku.
Pojedynek bramkarzy
Kolejnych sześć minut później, zdolnościami golkiperskimi mógł wykazać się bramkarz Chelsea, Edouard Mendy. Luiz Diaz usiłował pokonać zawodnika, jednak bezskutecznie. Obaj bramkarze skutecznie bronili wszystkie akcje, niezależnie jak groźne. Doprowadzając tym samym do dogrywki, która jednak również nie rozwiązała wyniku.
Obu bramkarzy miało co prawda po jednej wpadce, jednak żaden z przepuszczonych goli nie został zaliczony. W 67. minucie Matip zdołał wbić piłkę do siatki- jednak sędzia po konsultacji z VAR-em ogłosił spalonego.
Niedługo później, bo w 78. minucie Kai Havertz zdołał nakierować piłkę prosto do bramki. Punktu jednak nie było, gdyż sędzia dopatrzył się kolejnego spalonego.
Tym sposobem wielkimi krokami zbliżała się dogrywka. Milimetry zadecydowały o wygranej, gdyż analiza VAR wykazała jedynie niewielki off Side Romelu Lukkaku. Bramka jednak nie zostałą zaliczona.
Przed samym zakończeniem gry i rozpoczęciem rzutów karnych trener Chelsea dokonał ciekawej zmiany. Na boisko zamiast Mendy’ego wprowadzony został Kepa Arrizabalaga. Pomimo bezbłędnej gry Mendy’ego, Thomas Tuchel zadecydował, że to Kepa lepiej sprawdzi się w przypadku rzutów karnych. Prawdopodobnie to ta decyzja wpłynęła na wynik meczu, zupełnie jednak inaczej niż zakładał to Tuchel.