Niezłomny Fabinho zapewnia drużynie wygraną z Burnley

Wydawałoby się, że starcie wicelidera tabeli z ostatnim zespołem notowania będzie jedynie formalnością. Jednak z założenia łatwy dla Liverpoolu mecz momentami okazywał się drogą przez mękę. 

Twarda walka gospodarzy 

Zawodnicy Liverpoolu jadąc na spotkanie z Burnley FC raczej nie spodziewali się aż tak dużego wyzwania. Gospodarze plasują się bowiem na samym końcu tabeli Premier League, coraz bardziej zagrożeni opuszczeniem ligi. Liverpool za to stara się gonić lidera zestawienia, na chwilę obecną do Manchesteru City brakuje im dziewięciu punktów.

Największym zagrożeniem dla gości był Wout Weghorst. Holenderski napastnik dwukrotnie przypuścił atak na bramkę Czerwonych. Pierwszy strzał co prawda minął się z bramką, lecz przy drugim Allison Becker musiał ruszyć do obrony. Brazylijczyk miał co robić podczas spotkania, nie tylko Weghorst próbował z nim swoich sił, lecz również Jay Rodriguez. Jednak żaden ze strzałów nie zdołał przechytrzyć bramkarza The Reds.

Wynik w końcu otworzył Fabinho. Najpierw oddając strzał na bramkę gospodarzy, który udało się obronić Nickowi Pope. Na szczęście Fabinho wykazał się sprytem i wykorzystał okazję aby dobić wybitą przez bramkarza piłkę. Tym sposobem w 40. minucie padła pierwsza i ostatnia bramka spotkania.

Z całą pewnością wcześniejszy powrót Sadio Mané pomógł Liverpoolowi dopiąć swojego. Zawodnik dopiero co wrócił z rozgrywek Pucharu Narodów Afryki w Kamerunie, gdzie nota bene odebrał z reprezentacją Senegalu mistrzostwo. Do treningów z klubem powrócił dopiero w piątek, lecz z powodu kontuzji Diogo Joty, Mané powrócił do gry wcześniej aby zmienić kolegę. To właśnie dzięki jego zagraniu, Fabinho był w stanie zdobyć jak się okazało zwycięską dla zespołu bramkę.

W drugiej połowie gry to Liverpool przejął kontrolę nad boiskiem, jednak pomimo całkiem niezłej akcji Roberto Firmino nie udało im się dobić kolejnej bramki.